Po publikacji ostatnich danych makroekonomicznych, wśród analityków rozgorzał spór dotyczący poprawnego określenia stanu gospodarki. Czy mamy kryzys? Przecież stopa bezrobocia jest na rekordowo niskim poziomie, inwestycje rosną, inflacja spada, a mniejsza aktywność gospodarcza jest tylko odreagowaniem po niewątpliwym bumie gospodarczym po pandemii. Alarmujące sygnały wysyła bardzo istotny sektor, czyli budownictwo. I tam sytuacja jest niejednoznaczna jeżeli zestawimy stan bieżący, czyli rekordowe wykorzystanie mocy produkcyjnych (82,5%), z dynamiką produkcji budowlano-montażowej (wzrost o 1,1% r/r ale spadek o 6,9% m/m – dane za lipiec). Firmy budowlane, choć bardzo zajęte bieżącymi kontraktami, notują spadki rentowności i obawiają się przyszłego roku gdyż portfel zamówień istotnie się kurczy. Nie sposób aby credit manager przeszedł obok tego obojętnie, bo przecież analiza kredytowa u swego podstawowego celu ma przewidywać co stanie się z finansami kontrahentów za kwartał, za rok. Jaka jest zatem koniunktura, czy mamy kryzys i czego możemy spodziewać się w najbliższych miesiącach?
Koniunktura to całokształt wskaźników życia gospodarczego charakteryzujący stan gospodarki danego kraju – tak przynajmniej definiuje ją SJP, a akceptuje ogólnie przyjęta praktyka życia gospodarczego. Dobra koniunktura oznacza zmiany strukturalne, rozwój gospodarczy oraz równowagę ekonomiczną, natomiast zła koniunktura – spadek bądź zastój produkcji, cen, dochodu narodowego czy wymiany towarowej oraz zachwianą równowagę ogólną. Z kryzysem zaś mamy do czynienia gdy obserwujemy załamanie procesu wzrostu gospodarczego i regres w rozwoju ekonomicznym państwa. Badania koniunktury w Polsce prowadzi kilka ośrodków analitycznych, tj.: Główny Urząd Statystyczny, Instytut Rozwoju Gospodarczego Szkoły Głównej Handlowej, Polski Instytut Ekonomiczny oraz Biuro Inwestycji i Cykli Ekonomicznych. Wszystkie one dostarczają na rynek zestaw bardzo ciekawych informacji, tak aby pomóc profesjonalnym analitykom w ocenie przyszłej sytuacji ekonomicznej. Wskaźniki te są bardzo często określane danymi „miękkimi” lub „wskaźnikami nastrojów”. Nie można się z tym zgodzić, ponieważ owszem, mówimy tu o badaniach ankietowych, ale dotyczą one konkretnych wielkości ekonomicznych i finansowych, na przykład zapasów, zamówień, zatrudnienia czy cen. Najważniejsze jest zatem poznanie szczegółów metodologicznych, które dadzą nam podstawy do późniejszych porównań z wskaźnikami opóźnionymi, jak dynamika produkcji czy samego PKB. Pamiętajmy, że badania koniunktury oceniają zmiany z miesiąca na miesiąc, więc porównywanie ich z danymi „rok do roku” (r/r) jest nonsensem. Podobnie, jak próbuje to czynić wielu, porównywanie międzynarodowego wskaźnika koniunktury PMI (Purchasing Managers’ Index) do dynamiki produkcji mija się z celem, ponieważ PMI obejmuje w swojej metodologii nie tylko tendencje w produkcji ale także w zatrudnieniu, cenach, zamówieniach, zapasach itd. sam Instytut IHS Markit (będący teraz częścią S&P Global) w swojej metodologii pisze tak: „Odpowiedzi udzielane są po prostu na podstawie tego, czy poziomy są wyższe, takie same czy niższe niż w poprzednim miesiącu. Odpowiedzi ilościowe zapewniają twarde dane ekonomiczne… oparte na faktach, a nie na opiniach.” Oczywiście mamy tutaj dane zagregowane i zanonimizowane, można mieć zastrzeżenia co do wielkości próby statystycznej, ale to fakty. Komentując wyniki badań koniunktury użycie słowa „nastroje” jest uzasadnione, pamiętajmy jednak o jakim kontekście danych mówimy.
A jak oceniana jest koniunktura teraz? Zajrzyjmy do tych mniej popularnych analiz, tj. SGH oraz PIE.
SGH w swojej najnowszej analizie pisze:
„Koniunktura w gospodarce polskiej w trzecim kwartale 2023 r. poprawiła się po raz trzeci z rzędu. Zarówno barometr koniunktury IRG SGH (BARIRG), jak i wskaźniki koniunktury w przemyśle przetwórczym i sektorze bankowym oraz wskaźnik kondycji gospodarstw domowych zwiększyły swoje wartości w ciągu kwartału. Zmniejszyły się tylko wartości wskaźników koniunktury w budownictwie i handlu. W skali roku także przeważają wzrosty. Nastroje przedsiębiorców i konsumentów poprawiły się. W gospodarce ciągle jednak utrzymuje się duża niepewność, co wpływa na zmienność nastrojów wszystkich uczestników działalności gospodarczej.”
Barometr BARIRG wynosi obecnie -5,2 pkt (rys. 1) i jest to wynik o 5,7 pkt wyższy niż w II kwartale br. i o 1,0 punkt wyższy od wieloletniej średniej dla trzecich kwartałów. Jak donoszą analitycy SGH, w skali roku wartość barometru wzrosła o 11 pkt. i jest to jeden z największych przyrostów wartości BARIRG po okresie pandemii. Wygląda na to, że najgorsze mamy za sobą, a przynajmniej stan gospodarki (koniunktura) się nie pogarsza. Czy to dobrze? I tak i nie, ponieważ pokazuje to, iż utknęliśmy na niskim poziomie dynamiki rozwoju. Podkreśla to zresztą inna instytucja, tj. BIEC, mówiąc wprost o marazmie.
Najnowszy zaś odczyt tzw. Miesięcznego Wskaźnika Koniunktury (MIK), przygotowywanego przez Polski Instytut Ekonomiczny, kształtuje się na poziomie 96 pkt. co jest spadkiem w stosunku do lipca o 4,6 pkt. jak pisze PIE, „Oznacza to ponownie przewagę negatywnych nastrojów przedsiębiorców”. I dodają:
„Sierpniowy odczyt MIK jest niższy o 4,3 pkt. od najwyższej tegorocznej wartości odnotowanej w lipcu (100,3 pkt.) i wyższy o 2,3 pkt. od najniższej jego wartości w tym roku, odnotowanej w lutym (93,7 pkt.). Pozostaje jednak o 2,6 pkt. niższy od ubiegłorocznego odczytu sierpniowego (98,6 pkt.), który również odzwierciedlał negatywną ocenę koniunktury w polskiej gospodarce.”
Jeżeli spojrzymy na wykres, wyraźnie widać, że MIK w tym roku wyraźnie wędruje poniżej 100 pkt., co oznacza pogorszenie koniunktury. Dalszą analizę MIK możemy prowadzić przyglądając się jego komponentom, w skład których wchodzą: inwestycje, nowe zamówienia, wartość sprzedaży, moce produkcyjne, zatrudnienie, wynagrodzenia oraz płynność finansowa. Rozpiętość odczytów dla poszczególnych składowych jest dość duża, bo od najmniejszej w inwestycjach (76,3 pkt.) do największej w płynności finansowej (127,6 pkt.). Niestety z tym pierwszym jest faktycznie kiepsko, co potwierdza tzw. szybki monitoring NBP za lipiec. W części „Bieżący poziom aktywności inwestycyjnej” czytamy:
„Silnemu wzrostowi inwestycji części podmiotów, towarzyszy słabnąca aktywność inwestycyjna na poziomie przeciętnego przedsiębiorstwa. Wyraźnie obniżył się udział firm realizujących inwestycje – w szczególności w sektorze MSP – osiągając historycznie niski poziom (65,1%). Spadki liczby inwestorów notowane były we wszystkich 8 głównych branżach; najgłębsze w transporcie, budownictwie i górnictwie. Ponadto zmniejszył się – osiągając poziom niższy od wieloletniej średniej – udział firm zwiększających wielkość nakładów w ujęciu rocznym (do 29,7% w I kw. b.r. przy średniej wieloletniej wynoszącej 31,1%).”
Gdzie zatem jesteśmy? Na pewno nie możemy tego oceniać przez pryzmat stopy bezrobocia. Oczywiście niska – cieszy, ale pamiętajmy co dzieje się w demografii (i tutaj powstał mały spór czy aby słusznie GUS nazwał to „kryzysem demograficznym”). Nasze myślenie musi się zmienić (na co oczywiście jest mała nadzieja), ponieważ zmiany demograficzne doprowadzą do zupełnie innego traktowania pracy i pracowników. Jesteśmy w fazie przełomu. Masowy popyt konsumpcyjny kurczy się w sposób trwały. I to trzeba wziąć pod uwagę w swoich analizach kredytowych.