Pre Loader

Klęska urodzaju na rynku pracy

//Klęska urodzaju na rynku pracy

czerwcowym tekście na temat branży budowlanej sygnalizowałem narastające problemy będące konsekwencją m.in. braków siły roboczej. Swoista klęska urodzaju nie dotyczy oczywiście tylko tej branży. Wyraźne problemy na rynku pracy pogłębiają się i są już powodem zmartwień właściwie wszystkich pracodawców. Sytuacja, o której zawsze marzyliśmy, czyli niskie bezrobocie, okazała się być dzisiaj istotnym i chyba najważniejszym czynnikiem ryzyka dla każdego przedsiębiorstwa.

Bezrobocie, którego nie ma

Stopa bezrobocia w Polsce i w całej Unii Europejskiej jest na rekordowo niskim poziomie. Ostatnie odczyty za lipiec pokazują 3,5%-owe bezrobocie dla Polski (3 najniższe w Europie) oraz 6,8%-owe dla całej Unii Europejskiej. Sytuacja na rynku pracy jest na tyle dobra, że ZUS zrezygnował, chwilowo, z dotacji budżetowej. Zapamiętajmy ten historyczny moment. Zmiany demograficzne pokazują, że szanse na zaistnienie ponownie takiej sytuacji są raczej znikome.

Systematycznie rośnie też liczba wakatów. O ile jeszcze w 2015 roku była ich w całej Unii Europejskiej nieco ponad 2,6 mln to już z końcem pierwszego kwartału 2018 zbliżyła się do 3,6 mln wolnych miejsc pracy. To dynamika na poziomie 37%! A jak wygląda to w poszczególnych krajach? Zacznijmy od Polski: w tym samym okresie przybyło nam 108% wolnych miejsc pracy, z 73 tys. do 152 tys. W tej statystyce przoduje Finlandia (184%), Chorwacja (140%) oraz Czechy (122%). Co ciekawe, wygląda na to, że nasz południowy sąsiad ma olbrzymie problemy, ponieważ poszukuje się tam obecnie prawie 250 tys. ludzi do pracy, gdzie u nas „zaledwie” 152 tys. Biorąc pod uwagę wielkość gospodarki – to naprawdę ogromny problem.

Polska w ostatnich latach stała się fabryką Europy. Połowa z utworzonych w przemyśle Unii Europejskiej miejsc pracy została wygenerowana przez fabryki zlokalizowane w Polsce. Wyraźnie stanowisk w przemyśle ubywa we Francji, kolejne na podium pod względem ubytków w zatrudnieniu robotników przemysłowych jest Wielka Brytania oraz Rumunia. Dla starego kontynentu jesteśmy jak Chiny dla świata. pytanie tylko czy i u nas pensje zaczną rosnąć tak dynamicznie jak w Państwie środka?

A co sądzą pracownicy? Jakie są nastroje wśród pracobiorców? Otóż z najnowszych badań ankietowych Confidence Index prowadzonych przez PageGroup wśród osób aktywnie poszukujących pracyw pierwszym kwartale 2018 roku aż 76% odpowiadających sądzi, że sytuacja ekonomiczna w ciągu najbliższych 6 miesięcy będzie dobra. To skok na przykład w porównaniu do drugiego kwartału 2016 roku z 57%.

Ratunek: większa aktywność zawodowa Polaków

Ale na bezrobocie należy patrzeć przez pryzmat aktywności zawodowej. Drzemie tam nadal niewykorzystany potencjał Polaków, zwłaszcza w średnim i starszym wieku. Kluczowym wydaje się wykorzystanie potencjału, do którego jeszcze nie czerpaliśmy, czyli mobilizacja ludzi do tej pory nieaktywnych zawodowo. Czy to duża grupa? Niestety tak, zwłaszcza jeżeli porównamy to do innych krajów Unii Europejskiej i tzw. Zachodu.

Dla właściwych porównań użyłem tutaj tzw. employment rate, czyli wskaźnika zatrudnienia liczonego dla osób w wieku 15-64 lata, które w międzynarodowej nomenklaturze przyjmuje się uznawać jako wiek produkcyjny. Wskaźnik zatrudnienia, czyli stosunek osób mających pracę do całości w wieku 15-64 lata dla Polski wynosi obecnie 66,6% (dane za pierwszy kwartał 2018). Przykładowo ten sam wskaźnik dla Czech to 74,2%, dla Węgier 60,29%, dla Niemiec 75,4% a dla Holandii 76,2%. Doskonale widać, jak państwa radzą sobie z aktywizowaniem do pracy swoich obywateli.

W opinii wielu ekspertów nasze rezerwy siły roboczej w dotychczasowym rozumieniu są już na wyczerpaniu. Również te zza wschodniej granicy. Według badania firmy rekrutacyjnej EWL, która jest liderem na naszym rynku w zatrudnianiu cudzoziemców, a opublikowanego przez Dziennik Gazetę Prawną, co drugi Ukrainiec zamierza pracować w Polsce od 3 do 6 miesięcy. Jedynie 5% ponad rok. Nad pracą w Niemczech zastanawia się 27% obecnie zatrudnionych w Polsce obywateli Ukrainy. Na drugim miejscu uplasowały się Czechy (21%), a na trzecim Włochy, gdzie chce pracować co dwudziesty Ukrainiec.

Miecz Demoklesa: demografia

O negatywnych zmianach demograficznych mówi się od wielu lat dużo i często. Nie jest zamiarem tego tekstu oceniać skutków podejmowanych działań zaradczych. Spójrzmy na najnowsze prognozy i wyliczenia.

Według ekspertów z Instytutu Badań Strukturalnych (IBS) szybkie starzenie się ludności doprowadzi do oczywistego spadku zasobu siły roboczej w Polsce. Skutki tego zjawiska będą dostrzegalne już w najbliższych pięciu latach, a z czasem jeszcze się nasilą. Mediana wieku naszej populacji wzrośnie z 39 lat w 2015 r. do 45 lat w 2030 r. W połowie XXI w. ma sięgnąć aż 50 lat, co będzie piątą najwyższą wartością w Unii Europejskiej. Wskaźnik obciążenia demograficznego, czyli relacja osób powyżej 64. roku życia do ludności w wieku produkcyjnym, w perspektywie najbliższych kilkudziesięciu lat niemal potroi się. Obecnie jest to 22%. Obniżenie wieku emerytalnego jeszcze bardziej ograniczy nasze rozwojowe możliwości. Negatywne konsekwencje pogarszającej się demografii Polski odbiją się nie tylko na zatrudnieniu, ale w przyszłości także na dochodach i konsumpcji, a co za tym idzie, spowolnią tempo wzrostu PKB. Eksperci Instytutu Badań Strukturalnych ratunek widzą w przywróceniu wieku uprawniającego do świadczenia emerytalnego do 67 lat i postawieniu na aktywizację zawodową kobiet, szczególnie tych w wieku od 20 do 44 lat. To jednak pozwoli nam złagodzić spadek aktywności zawodowej jedynie o połowę. Dlatego nie mamy wyjścia i musimy otworzyć się na imigrantów.

Prognoza IBS mówi, iż z czasem Polska stanie się krajem o większym napływie ludności niż odpływie. Ośrodek Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego szacuje, że w 2060 r. udział cudzoziemców w naszej populacji wyniesie 12%–14%To będzie jednak za mało i nie będzie w stanie obronić nas przed postępującym procesem starzenia się społeczeństwa. Na razie napływ ukraińskiej imigracji zasypuje lukę na rynku pracy. Uproszczona procedura pozwala legalnie pracować naszym sąsiadom ze Wschodu przez sześć miesięcy w ciągu roku. Jednak przepisy nie pozwalają osiedlić się im na dłużej w Polsce. Strumień pracowników z Ukrainy może więc za chwilę popłynąć dalej do Europy Zachodniej, która mierzy się z podobnymi wyzwaniami demograficznymi jak my. Jak widać z poprzedniego akapitu – oni sami tego chcą. Fala ukraińskiej migracji może osłabnąć też z innego powodu. Według prognoz ONZ Ukraińcy są jedną z najszybciej starzejących i kurczących populacji świata. Mało tego. Zapomnijmy o uzupełnianiu braków kadrowych pracownikami z innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Do 2050 roku liczba ludności w Bułgarii i na Łotwie spadnie o kolejno 23 i 22 proc. Niewiele lepiej będzie w krajach takich jak Mołdawia, Ukraina, Chorwacja, Litwa, Rumunia, Serbia, Polska i Węgry, które stracą od 15 do 19 proc. populacji – wynika z prognoz ONZ. Wszystkie one są położone we wschodniej, środkowej lub północno-wschodniej Europie. Według analizy portalu Quartz opublikowanej przez Forsalnawet masowa imigracja nie odwróci demograficznego trendu. Widać to na przykładzie Niemiec, które przyjęły największą liczbę obcokrajowców, ale nawet milion migrantów nie zapełni demograficznej luki w tym kraju.

Dlatego w poszukiwaniu pracowniczych rezerw tak ważna jest aktywizacja biernych zawodowo. Oczywiście nic nikogo lepiej do pracy nie przyciągnie jak odpowiednio atrakcyjne wynagrodzenie. Wzrost płac, jeszcze bardziej dynamiczny niż do tej pory, jest zatem nieuchronny.

Płace i koszty zatrudnienia: obciążenia podatkowe są za duże

W ciągu ostatnich 13 lat, średnie miesięczne wynagrodzenie brutto wzrosło z około 2400 zł do 4800 zł, czyli dwukrotny wzrost. Tylko w minionym 2017 roku przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto zwiększyło się o 5,6%. Tymczasem wydajność pracy w przemyśle, mierzona produkcją sprzedaną na jednego zatrudnionego, wzrosła o 3,2% r/r. I właśnie stosunek wzrostu płac do wydajności będzie miał kluczowe znaczenie w negocjacjach płacowych, które zapewne w najbliższych miesiącach czekają niejednych pracowników i pracodawców.

Jednak sama średnia nie oddaje rzeczywistej sytuacji płacowej Polaków. Lepszym odzwierciedleniem sytuacji zarobkowej jest mediana i dominanta. Te wartości są przez GUS podawane jednak zdecydowanie rzadziej. Można je prześledzić na podstawie publikowanego co dwa lata raportu. Najnowsze opracowanie GUS “Struktura wynagrodzeń według zawodów”, zamieszczone na stronie urzędu statystycznego na początku lutego 2018 roku, opisuje sytuację polskich pracowników dużych firm w październiku 2016 r. W tym czasie przeciętna pensja w sektorze przedsiębiorstw kształtowała się na poziomie 4346,76 zł (3094 zł netto). To może całkiem dużo. Patrząc jednak na rozkład pracowników zatrudnionych według krotności przeciętnego wynagrodzenia brutto wydać, że aż 66 proc. osób zarabia poniżej tej kwoty. GUS podaje też wartość dominanty, czyli najczęstsze miesięczne wynagrodzenie ogółem brutto otrzymywane przez pracowników zatrudnionych w gospodarce narodowej, które wynosiło w październiku 2016 r. 2074,03 zł, czyli ok. 1511 zł na rękę. Mniejsze zarobki miało 15,1 proc. pracowników. Z kolei mediana wynagrodzeń, czyli wartość środkowa, wyniosła w tym czasie 3510,67 zł brutto, czyli 2512 zł netto. (czyli o 836 zł mniej niż wynosiła przeciętna płaca.) Oznacza to, że połowa pracowników zarabiała poniżej tej kwoty.

Tyle o wynagrodzeniach, które niewątpliwie interesują pracowników. A co z pracodawcami? Jak wyglądają koszty pracy w Polsce i porównanie ich do państw naszego regionu?

Ciekawe wnioski wynikają wynika z “Przewodnika podatkowego dla Europy Środkowo-Wschodniej 2018” opracowanego przez kancelarię Mazars na temat proporcji podatków i obciążeń pracy w naszym regionie. Okazuje się, że wnioski z raportu nie są zbyt optymistyczne. Autorzy zauważają poprawę, jednakże pracodawca wciąż musi wydać bardzo dużo, by pracownik dostał stosunkowo niewiele. W raporcie zsumowano wszystkie podatki i składki na ubezpieczenia społeczne, jakimi obciążane są płace. Polska nie wypada w tym rankingu najlepiej. W przewodniku przeprowadzono symulację kosztów pracy dla kilku przypadków – dla płacy brutto 500 i 2000 EUR w przypadku osoby samotnej i z trójką dzieci. W większości tych przypadków Polska plasuje się w niechlubnej czołówce. Dla płacy 500 EUR (co jest kwotą zbliżoną do płacy minimalnej) dla osoby bez dzieci zajmujemy szóste pod względem kosztów pracy miejsce w Europie, dla tej samej płacy dla osoby z trójką dzieci – drugie. W obu przypadkach wyliczony przez Mazars wskaźnik kosztów pracy, czyli stosunek obciążeń pracodawców do płacy netto, która otrzymuje pracownik, wynosi dla Polski 166%. Przekładając to na liczby – pracodawca musi wydać 605 EUR, by pracownik otrzymał 364 EUR (czyli 500 EUR pomniejszone o podatki). Najlepiej pod tym względem wypada – dla osób bezdzietnych Austria (110%) i – dla rodziców trójki dzieci – Czechy (108%), najgorzej – odpowiednio – Węgry – 182% (pracodawca płaci podobnie jak w Polsce 605 EUR, ale pracownik otrzymuje na rękę już tylko 332,5 EUR) i Czarnogóra – 181%.

Wysokość pensji w naszym kraju odbiega nadal znacząco od tych zachodnioeuropejskich. Warto się przyjrzeć, jak kształtują się również koszty pracy dla pracodawców. Według danych Eurostatu, wzrost średniego kosztu jednej roboczogodziny w Polsce od momentu wejścia do UE wynosił 100%, co oznacza podwojenie wydatków ze strony przedsiębiorstw. Jesteśmy na siódmym miejscu po Rumunii, Bułgarii i Litwie, gdzie wskaźnik ten był dwukrotnie większy. Ujemna wartość występuje tylko dla Grecji (-5%). Tylko w zeszłym roku wspomniany koszt wzrósł o 9% co plasuje nas również na siódmym miejscu. Pensje wypłacane pracownikom zza wschodniej granicy przestają już ciążyć, ponieważ i Ukraińcy zarabiają w Polsce coraz lepiej.

Protesty społeczne i żądania podwyżek: bomba z opóźnionym zapłonem

Oczekiwania płacowe i napięcie społeczne z tym związane sięga obecnie zenitu. Polska przez ostatnie trzy dekady rozwijała się w imponującym tempie. Po wejściu do Unii Europejskiej nastąpiła imponująca poprawa w infrastrukturze. Ostatnie lata to praktyczna likwidacja ubóstwa w naszym kraju. Przychodzi teraz czas na godną płacę za wykonywaną pracę. Rynek pracownika i opisane powyżej otoczenie gospodarczo-społeczne sprzyjają tym żądaniom.

Na koniec września zapowiedziany jest duży protest OPZZ oraz nauczycieli pod hasłem “Polska potrzebuje wyższych płac”. A jak wyglądają teraz protesty innych grup zawodowych? Podwyżek żądają służby mundurowepracownicy urzędów wojewódzkichkierowcy komunikacji miejskichnauczycielepracownicy bibliotek i muzeówpracownicy Miejskich Ośrodków Pomocy Rodzinie czy Służby Więziennej.

Jak mówi minister finansów, presja na wzrost wydatków, w tym płac, jest bardzo duża. Czy jednak postulaty podwyżek w budżetówce będą uwzględnione? Czy płace pozostaną zamrożone? Odpowiedź jest następująca:

„Tutaj mamy dwie kwestie i pewne nieporozumienie w przestrzeni publicznej. Wskaźnik wynagrodzeń w państwowej sferze budżetowej nie zmienia się, ale on dotyczy bezpośrednio kwoty bazowej. Nie można jednak mówić o zamrożeniu – to pewne nadużycie. Zwiększamy bowiem środki na wynagrodzenia o 2,3 proc., czyli o prognozowaną w 2019 r. inflację. W 2011 r. przeciętne miesięczne wynagrodzenie w korpusie służby cywilnej wynosiło ok. 4,6 tys. zł brutto, a w 2016 r. – 5,3 tys. zł, tj. wzrost ponad 13 proc. Widzimy więc wyraźnie, że wzrastało na przestrzeni lat pomimo tzw. zamrożenia kwoty bazowej. Ponadto wynagrodzenia w całej państwowej sferze budżetowej w latach 2016–17 rosły znacząco szybciej (o 1,5 pkt proc.) niż w gospodarce narodowej.”

Braki kadrowe: zagrożenie dla inwestycji i dalszego wzrostu PKB

Czy można zbagatelizować piętrzące się problemy braków kadrowych? Oczywiście nie. Jest to przede wszystkim ból głowy dla pracodawców, ale ważny czynnik do obserwacji dla każdego credit managera. Jasne jest, że firmy i organizacje, które nie poradzą sobie z problemem kurczących się zasobów kapitału ludzkiego czekają wielkie kłopoty.

Już teraz podawane są jako chyba najważniejszy czynnik blokujący rozwój oraz hamujący inwestycje. Po co kupować nową maszynę czy linię produkcyjną jak nie ma ludzi, którzy mogliby to obsługiwać?

Widać to na przykład w badaniach prowadzonych przez Główny Urząd Statystyczny na temat koniunktury dla budownictwa. Zgłaszane niedobory pracowników są na poziomie jak tuż przed kryzysem 2008.

Nagłaśniany ostatnio w mediach raport Work Service mówi wprost, iż wyzwania rynku pracy wstrzymują nowe kontrakty i inwestycje firmEksperci mówili już o tym wcześniej i wiele razy.

Rosnąca presja płacowa powinna być rozładowana przez podwyżki cen, ponieważ brakuje już miejsca na dodatkowe wydatki z przychodów bieżącej działalności. Jeżeli jednak wzrosną płace to stracimy lub przynajmniej osłabimy naszą dotychczasową przewagę konkurencyjną – tanią siłę roboczą. Co wtedy stanie się z inwestycjami zagranicznymi?

Czy działania rządu nie są spóźnione?

Rynek pracy: czynnik ryzyka dla każdej branży i całej gospodarki

Wyraźnie widoczny rynek pracownika w pierwszej kolejności powinien doprowadzić do skokowego wzrostu poziomu wynagrodzeń. Wielu przedsiębiorców, zwłaszcza tych małych, jeszcze tego nie rozumie. Na usprawiedliwienie można powiedzieć, iż zmiany nastąpiły naprawdę bardzo szybko. Z drugiej strony na wymówki nie ma już czasu. Wkrótce może się okazać, że podwyżki i zwiększona ilość benefitów pozapłacowych nie zatrzyma odpowiedniej kadry w firmie. Strukturalny brak ludzi do pracy będzie zagrożeniem dla istnienia wielu firm, które do zachodzących zmian odpowiednio się nie przygotują.

Pytanie tylko jak credit manager ma wiedzieć która firma narażona jest na upadłość ze względu na utratę kluczowych pracowników bądź problem w ich pozyskaniu do realizacji napływających zamówień od klientów?